DELIA Sądeckie Pieszczochy

nr rodowodu: PKR.V-12173

rej. oddziałowa: 6209/XIV/04 Rzeszów

status hodowlany: suka hodowlana

data urodzenia: 17.04.2004

umaszczenie: czarno-srebrno-białe

kolor oczu: różnooka (niebieskie/brązowe)

wzrost: 56 cm w kłębie

 

 

Ojciec: MŁ.CH.PL, MŁ.ZW.PL, CH.PL, ZW.PL, BIS.

EXPLORER BEAR Hydrargium

 

 

Matka: ASZA Gorczański Wędrowiec

 

 

POCHODZENIE:

 

 

Delia urodziła się w hodowli "Sądeckie Pieszczochy" w Nawojowej. Jest to dość znana hodowla i nie bez podstawy nosi w nazwie słowo "pieszczochy" (ale o tym później napiszę). Z "Sądeckich Pieszczochów" wywodzi się kilku znanych championów min. DUSTIN Sądeckie pieszczochy, który jest z miotu Deli. :)

 

 

SKĄD SIĘ U NAS WZIĘŁA?

 

 

Chciałbym przedstawić całą historię, dzięki której Deli znalazła u nas swój dom.

Od dawien dawna prosiłem rodziców o pieska rasy Siberian Husky. Rozmowy kończyły się zazwyczaj słowami "jak Ty to sobie wyobrażasz". Po kilku latach jednak, gdy zacząłem pokazywać rodzicom w internecie Haszczaki, ich pogląd na ten temat zupełnie zmienił wizerunek. Moja Mama dowiedziała się, że niedaleko od Łańcuta pewien Pan (w tym momencie kieruję wielki ukłon w stronę P. Zająca) hoduje psy tej rasy. Umówiliśmy się na spotkanie u Niego w domu. Przyjechaliśmy, a tu raj na ziemi :D Siberian Husky, Owczarki Australijskie, Chow-chow. Akurat jedna z suk miała szczeniaki i po oglądnięciu miotu wybraliśmy naszą suczkę "Jazzy". W naszej rodzinie jakoś tak zawsze nazywało się pieski "muzycznymi" imionami np. Samba, Mozart, Luis (Amstrong). Na naszą prośbę, jako że byliśmy pierwszymi napaleńcami na Siberiana, Pan Zając nazwał cały miot na literę "J", aby Jazzy mogła się nazywać Jazzy :P Musieliśmy jednak poczekać, aż małe podrosną na tyle, aby móc je zabrać od matki. Nadszedł wreszcie ten czas i kupiliśmy pierwszego Husky :) Jazzy rozwijała się poprawnie, jadła co popadnie, bawiła się, biegała, była bardzo ufna itd. No i tutaj muszę się przyznać do mojego błędu bo uczyłem ją chodzenia bez smyczy. Nigdy nie było problemu z odwołaniem Jej. Zawsze przychodziła. Pewnego ranka dziwny zbieg okoliczności, który zakończył się tragicznie :( Przed wyjściem do szkoły wyprowadziłem Jazzy, aby załatwiła potrzeby i troszkę sobie pobiegała. Byłem w klapkach. Gdy wracaliśmy do domu, Jazzy pobiegła jeszcze poobwąchiwać blokowy kosz (często to robiła przed pójściem do domu). Naglę jakiś Pan niewiadomo dlaczego zachciał przejść sobie przez nasze podwórko. Jazzy jak to Ona, poszła się przywitać. Gdyby tego nie zrobiła, nie zobaczyła by psa przybłędy i nie zaczęła się z nim bawić. Odwoływanie nic nie dawało. Pech chciał, aby ten pies był płochliwy i jak tylko zbliżyłem się do Jazzy, przybłęda zaczął uciekać w stronę ulicy. Małe głupie zaczęło biec za psem. Ja w panice zacząłem iść szybszym krokiem i złapałem Jazzy za sierść, która wyślizgnęła mi się z rąk. Psy przyśpieszyły. Będąc w klapkach nie mogłem ich dogonić. Przybłęda dobiegł już do ulicy i gwałtownie skręcił przed jezdnią bo jak wiadomo przybłędy potrafią sobie radzić na ulicy. Jazzy rozbawiona biegnąć za nim niestety nie wpadła na pomysł, aby skręcić zaraz za nim. Chciała to zrobić po swojemu i skręcała pędem po większym łuku. Niestety ten łuk wychodził już na jezdnie. Jadące (o wiele zaszybko) auto nie zdążyło wyhamować i na moich oczach Jazzy została poturbowana przez podwozie :( Nie myśląc o niczym wybiegłem na drogę zatrzymując autobus i inne auta. Nie zapomnę tego jak na asfalcie po raz ostatni machnęła ogonkiem :( W szoku wziąłem ją na ręce i krzyczałem do niej, aby nie zasypiała (złudne nadzieje). Później już za wiele nie pamiętam. Tyle tylko jak Tato zakopywał suczkę i wyrwał Jej kosmyk z ogona (który do dzisiaj zachowałem), ścieranie krwi z chodnika, środki uspakajające. Bardzo to przeżyłem. Może to i były te 3 miesiące, odkąd kupiliśmy Jazzy, ale zdążyliśmy się do niej bardzo przywiązać. Przez kilka następnych dni było naprawdę ciężko. Mamy od 10 lat jamnika, ale jak zabrakło haszczaka zrobiło się jakoś tak pusto w domu. Znajomi doradzali nam, że jeśli chcemy kupić drugiego psa to teraz bo potem się rozmyślimy. Mama dzwoniła po hodowlach, ale nigdzie nie było już szczeniąt. Po jakimś czasie Mama znalazła hodowlę "Sądeckie pieszczochy" gdzie została tylko jedna suczka, która miała kolorowe oczy (wcześniej właśnie takiego Siberiana szukaliśmy). Bez mniejszego zastanowienia pojechaliśmy do Nawojowej. Były tam 3 suczki. Delia, Jej matka (Asza) i starsza siostra (Bajka). Deli była straszną indywidualistką. Wszędzie chodziła sama i nawet do Pani z hodowli nie chciała podejść. Oczywiste jest to, że chcieliśmy ją oglądnąć z bliska, pogłaskać itp. Niestety nie dało się. Po dłuższej rozmowie zdecydowaliśmy się zabrać Deli po kilkukrotnym pytaniu ze strony Mamy "czy napewno chcecie?". Jakoś udało się P. Marioli złapać Deli (na jakiś przysmak:P) i pierwszy raz dotknąłem ją w samochodzie jak już siedziała mi na kolanach. Gdy przyjechaliśmy do domu Samba (nasza jamniczka) oczywiście musiała obwarczeć Delie :) Była bardzo płochliwa. Nie chciała nawet iść na smyczy tylko trzeba było ją nieść (królewna). W domu siedziała tylko w kącie i na każde wyciągnięcie ręki robiła uniki. Z czasem zaczęła się z nami oswajać. Przestała się bać, robić uniki, chować się po kątach. Zaufała nam bezgranicznie. Teraz można z nią szaleć do woli (wulkan energii :D). Odkąd mamy Delinke bardzo się zmieniła- pozytywnie oczywiście :). Pamiętając o przykrej historii Jazzy nie spuszczamy Deli ze smyczy wcale. Dom to jedyne miejsce gdzie jest bez smyczy. Były przypadki, że urwała kolczatkę, smycz lub coś się odpięło, ale zawsze dała się odwołać bez problemu. Ale po co ryzykować :) Ma na działce swój wybieg, regularnie biegam z nią w zaprzęgu, więc zawsze jest do czegoś przypięta. Jednymi słowy- "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".

 

  

BIEGANIE W PSIM ZAPRZĘGU

 

 

Jest takie przysłowie- "Husky zmęczony, to Husky szczęśliwy".

 

Pewnego dnia, gdy poszedłem z Deli na spacer do miasta i stałem pod sklepem ze znajomymi, podszedł do mnie pewien mężczyzna, a zaraz dołączyła do Niego żona. Przywitał się i powiedział, że pamięta Deli z wystawy w Rzeszowie (jaka to ona jest sławna :D). Od słowa do słowa i okazało się, że ten Pan ma Alaskan Malamuta w bagażniku :). Poszedł po Niego i nie minęła chwila jak przed moimi oczami pojawił się umięśniony, potężny pies. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknego Malamuta. Nasze psy zaprzyjaźniły się i zaczęły swoje szaleństwa. Spytałem z ciekawości czy nie ma specjalnego wózka do psiego zaprzęgu. Faktycznie posiadał taki wózek domowej roboty co bardzo mnie ucieszyło, bo już od dawna szukałem kogoś z kim mógłbym trochę pobiegać w zaprzęgu i od kogo mógłbym się czegoś nauczyć. Co najśmieszniejsze, Arek (bo tak ma na imię włąściciel Malamuta o imieniu Hano) mieszka jakieś 5 domów ode mnie. Aż dziwne, że wcześniej o tym nie wiedziałem :]. Jeszcze tego samego dnia umówiliśmy się na próbę podpięcia Deli do Hano. Nie zastanawiając się długo pobiegłem do domu, aby nie spóźnić się na spotkanie. Założyłem Delince szorki i ruszyłem na przygodę. Znalazłem dom, który opisał mi Arek i lekko przestraszony niewiedzą o zaprzęgu wszedłem w bramę. Przed domem stał (jak się potem okazało) brat Arka. Chwilę później wyszedł z domu maszer gotowy do jazdy :). Wzięliśmy wózek i poszliśmy w pola. Podpięliśmy równolegle Hano i Deli i z lekkim stresem puściłem mojego psa zdając się na doświadczenie Arka. Wielkie było moje zdziwienie jak zobaczyłem, że bez żadnych oporów Deli podporządkowała się zaistniałej sytuacji. Oczywiście moja suczka odwracała się ciągle za mną i odbiegała od Malamuta, bo jeszcze nie wiedziała do końca o co w tym "biega". Zrobiliśmy krótką trasę, którą odczułem równie dobrze jak psy, ponieważ biegłem za całym zaprzęgiem :P. Gdy skończyliśmy trening, długo jeszcze rozmawialiśmy przed domem Arka. Wróciliśmy do domu i ku mojemu zdziwieniu Deli zjadła całą miskę karmy- Acany, którą nam polecił nowy znajomy i dał jej próbkę. Wcześniej nic nie jadła, a jeśli już to 1/4 tego co powinna jeść codziennie. Umówiliśmy się, że będziemy biegać co 2 dni i tak też zostało. Deli coraz lepiej biega, Arek pożycza mi rower, abym nie musiał już biec za wózkiem, a od jakiegoś czasu sam jadę na wózku. To coś wspaniałego. Na początku bałem się, jak psy przyśpieszały, ale potem jak zobaczyłem jaka to frajda to chciałem szybciej i szybciej i... :) Niestety ze względu na to, że Deli to suczka, a Hano to pies nie możemy biegać podczas cieczki. Staram się wtedy podpinać ją do hulajnogi, ale sami wiecie jakie kobiety mają humorki w tym okresie ;).